Złapałam „Drugi oddech”, rzeczywiście po przesłuchaniu najnowszej płyty o tym samym tytule Krzysztofa Napiórkowskiego wstąpiły we mnie nowe siły, dawka nieco melancholijnego acz niesamowicie pozytywnego powietrza, która opanowała moją przestrzeń dzisiejszego deszczowego popołudnia… i już nie mogłam się od niej oderwać…
„Drugi oddech” to kolejny po „Introspekcji”(2007) i „Graniu Herberta” (2008) album tego znakomitego pianisty, wokalisty, gitarzysty, błyskotliwego autora tekstów i kompozytora oraz producenta. Poprzednie krążki wywołały niesamowitą emocjonalno-muzyczną burzę na rynku muzycznym bo trudno przejść obojętnie obok poetyckich tekstów inspirowanych twórczością Herberta. Po kolejnym krążku krytycy i słuchacze spodziewali się zatem znowu muzycznego trzęsienia ziemi, fal niesamowitych wrażeń i oblewania gorącem wzruszeń.
Krążek pod tytułem „Drugi oddech” zawiera 11 kompozycji do tekstów Wojciecha Kassa, Pawła Szydła i utwory autorskie Krzysztofa Napiórkowskiego. Całość jest jednak zdecydowanie bardziej „łagodna” co jednak nie oznacza, że nie dostarcza prawdziwych wrażeń muzycznych i estetycznych. Jest wręcz przeciwnie, choć prostota tekstów, czasem banalność porównań i podobny refleksyjno-emocjonalny charakter prawie wszystkich kompozycji budzić mógłby znużenie to dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Ta płyta po prosu rozkłada (przynajmniej mnie) na łopatki, powoduje przypływy radości i uśmiech na twarzy a po ostatnim utworze każe włączyć od początku!
Już na wstępie ujmuje mnie refleksja nad życiem, przemijającym czasem ukazana słowami czas wymyka się nam z rąk, burza i spokój, to wszystko gdzieś w nas („Wszystko gdzieś w nas”) poprzez ujmującą mnie dogłębnie zgodą na ścieżki najbardziej kręte wybierane nam przez Stwórcę („Panie wiotkiej trzciny”) – chociaż nadal nie rozumiemy dlaczego to idziemy z busolą słońca po znakach na niebie…
Jak do tego dołożymy „Wyspę” opowiadającą nam o wypełnianiu naszego życia, o czekaniu, marzeniach o szczęściu i zapisywaniu naszej czystej życiowej karty w oczekiwaniu na szczęśliwą wyspę bo przecież jest kawałek nieba, wytchnienie dusz i spokój, a całość zamkniemy niesamowitym utworem w minimalistycznej wersji „Pustosłowie” będziemy wiedzieć jak niewiele trzeba, jak nam mało jest potrzebne do wypełnienia nas do odnalezienia swojej busoli słońca bo ona przecież… jest w nas.
Niesamowicie cieszę się, że takie płyty, ujmujące swoją prostotą w tekstach, naturalnością i doskonałą muzyką a do tego łączące dobrych artystów nadal znajdują swoje miejsce na rynku muzycznym, który jest pełen populistycznej i niezbyt górnolotnej muzyki. Prostota, elegancja i autentyczność broni się tu na szczęście sama.
Płyta pełna przemyśleń człowieka, który coś już przeżył, wyciąga wnioski i jest pełen pokory wobec otaczającego go świata, który jest przecież piękny i otwarty na dawanie szczęścia. A do tego przepiękna muzyka. W domowym zaciszu całość odbiera się niesamowicie pozytywnie, dostarcza dawkę energetyzującą i aż mam apetyt aby usłyszeć ją na żywo!
(aut. JS)
Zdjęcie użyte w artykule pochodzi ze strony http://www.krzysztofnapiorkowski.pl/